Biznes bez upiększeń. Prawdziwe historie. Realne lekcje.

Zanurz się w autentyczne opowieści przedsiębiorców, którzy przeszli przez wszystko: od euforii po zwątpienie. Ucz się na ich błędach, inspiruj ich sukcesami.

"Największym ryzykiem jest niepodejmowanie żadnego ryzyka. W świecie, który zmienia się tak szybko, jedyną strategią, która gwarantuje porażkę, jest brak ryzyka."
Anonimowy Założyciel
Opowiedz swoją historię
Biuro startupu po godzinach, symbolizujące pracę i poświęcenie

Dlaczego szczerość w biznesie ma znaczenie?

W erze idealnych profili na LinkedIn i historii o sukcesach pisanych przez działy PR, zapomnieliśmy o istocie przedsiębiorczości: chaosie, niepewności i ciągłej nauce. "Kroniki Startupów" to powrót do korzeni. To platforma, gdzie autentyczność jest walutą, a porażka cenną lekcją, a nie powodem do wstydu.

Naszą misją jest odmitologizowanie drogi foundera. Pokazujemy, że za każdym "sukcesem z dnia na dzień" kryją się lata ciężkiej pracy, bezsenne noce, trudne decyzje i momenty, w których jedynym wyjściem wydawało się poddanie. Wierzymy, że dzieląc się tymi historiami, budujemy silniejszy, bardziej świadomy i wspierający się ekosystem przedsiębiorczości w Polsce.

Historie z pierwszej ręki

Wybierz kategorię i poznaj opowieści, które kształtują polski ekosystem startupowy.

Upadek "ConnectLocal": Gdy dobry pomysł to za mało

Zaczynaliśmy z misją, która wydawała się nie do zatrzymania: stworzyć hiperlokalną sieć społecznościową, która połączy sąsiadów i małe, lokalne biznesy. Mieliśmy świetny design, sprawną aplikację mobilną i początkowy entuzjazm. Pierwsze kilkaset rejestracji w naszej dzielnicy na warszawskim Mokotowie utwierdziło nas w przekonaniu, że jesteśmy na właściwej drodze. Wierzyliśmy, że znaleźliśmy niszę, której giganci jak Facebook nie są w stanie efektywnie zagospodarować.

Problem polegał na tym, że entuzjazm szybko opadł. Użytkownicy rejestrowali się, przeglądali treści przez kilka dni, a potem... cisza. Problem "zimnego startu" był brutalny. Aby platforma była użyteczna, potrzebowała treści od lokalnych biznesów. Aby biznesy chciały tworzyć treści, potrzebowały zaangażowanych użytkowników. Wpadliśmy w klasyczne błędne koło. Próbowaliśmy wszystkiego: organizowaliśmy lokalne eventy, tworzyliśmy treści "ręcznie", oferowaliśmy darmowe pakiety premium dla pierwszych firm.

Wydaliśmy prawie cały nasz początkowy kapitał na marketing i rozwój funkcji, o które nikt nie prosił. Ignorowaliśmy sygnały zwrotne, wierząc, że "jeszcze jedna funkcja" rozwiąże problem. Prawda była taka, że nie rozwiązaliśmy realnego, palącego problemu. Ludzie mieli już swoje grupy sąsiedzkie na Facebooku. Lokalne firmy miały swoje profile na Instagramie. Nasza propozycja wartości była "miła", ale nie "niezbędna". Po 18 miesiącach walki, z kontem zbliżającym się do zera, podjęliśmy decyzję o zamknięciu projektu. Lekcja? Możesz mieć najlepszy produkt na świecie, ale jeśli nie rozwiązuje on prawdziwego problemu w sposób 10 razy lepszy niż istniejące alternatywy, umrzesz powolną śmiercią z braku zaangażowania.

"EcoBox": Zderzenie z logistyczną ścianą

EcoBox miał być rewolucją w dostawach jedzenia. Subskrypcyjne pudełka z ekologicznymi produktami od lokalnych rolników, dostarczane prosto pod drzwi. Idea chwyciła. W ciągu pierwszych trzech miesięcy zdobyliśmy ponad 500 subskrybentów w Krakowie. Czuliśmy, że jesteśmy na fali wznoszącej. Mieliśmy piękne opakowania, świetny marketing i rosnącą społeczność.

Naszą piętą achillesową okazała się logistyka, której zupełnie nie doceniliśmy. Zarządzanie łańcuchem dostaw od kilkunastu małych, rozproszonych gospodarstw było koszmarem. Produkty docierały z opóźnieniem, jakość była nierówna, a my nie mieliśmy żadnego systemu do śledzenia tego w czasie rzeczywistym. Nasz "magazyn" był wynajętym garażem, gdzie w pocie czoła pakowaliśmy pudełka do późnej nocy.

Gwoździem do trumny okazał się dynamiczny rozwój. Próba skalowania na Warszawę była katastrofą. Podpisaliśmy umowę z zewnętrzną firmą kurierską, która nie była przystosowana do przewozu świeżej żywności. Paczki docierały zniszczone, warzywa zwiędnięte. Reklamacje zalały naszą skrzynkę mailową. Marża, która na papierze wyglądała obiecująco, w rzeczywistości była zjadana przez koszty zwrotów, rekompensat i nieefektywnego transportu. Zamiast skupić się na jednym mieście i dopracować model, rzuciliśmy się na ekspansję, która nas przerosła. Musieliśmy dokonać drastycznego pivotu: zamknęliśmy model subskrypcyjny i przekształciliśmy się w platformę marketplace, zrzucając logistykę na samych rolników. To uratowało firmę, ale kosztowało nas utratę pierwotnej wizji i dużej części bazy klientów.

SaaS "TaskFlow": Perfekcja, która zabiła produkt

Byliśmy zespołem inżynierów zafascynowanych ideą stworzenia idealnego narzędzia do zarządzania projektami. Mieliśmy dość Jiry, Asany i Trello. Chcieliśmy połączyć ich najlepsze cechy, dodając unikalny silnik AI do predykcji czasu wykonania zadań. Brzmi dobrze, prawda? Poświęciliśmy prawie dwa lata na budowanie produktu w zamknięciu. Każdy detal musiał być perfekcyjny. Architektura kodu była dziełem sztuki. Design był minimalistyczny i dopracowany w każdym pikselu.

Gdy w końcu, dumni z naszego dzieła, wypuściliśmy TaskFlow na rynek, spotkała nas ogłuszająca cisza. Kilkadziesiąt rejestracji od znajomych i tyle. Uruchomiliśmy kampanie płatne, ale konwersja była na tragicznym poziomie. Zaczęliśmy rozmawiać z potencjalnymi klientami. Okazało się, że nasz "idealny" produkt był dla nich zbyt skomplikowany. Nasz rewolucyjny silnik AI był postrzegany jako "ciekawy gadżet", ale nikt nie chciał za niego płacić. Ludzie potrzebowali prostszych, bardziej intuicyjnych rozwiązań.

Popełniliśmy kardynalny błąd: budowaliśmy produkt dla siebie, a nie dla rynku. Zakochaliśmy się w technologii, a nie w problemie klienta. Zamiast wypuścić prosty MVP po 3 miesiącach i iterować na podstawie feedbacku, spędziliśmy 24 miesiące na budowaniu katedry, do której nikt nie chciał wejść. Skończyły się pieniądze, a zespół stracił motywację. Projekt został zamknięty, a kod źródłowy leży gdzieś na zapomnianym repozytorium GitHuba. To była najdroższa lekcja pokory w moim życiu zawodowym.

"CodeMentor": Od niszowego bloga do platformy edukacyjnej

CodeMentor zaczynał jako mój osobisty blog. Byłam programistką i chciałam dzielić się wiedzą na temat niszowych zagadnień w Javie. Nie miałam żadnego biznesplanu. Pisałam, bo sprawiało mi to przyjemność. Po około roku zauważyłam, że ruch na stronie rośnie organicznie w imponującym tempie. Ludzie w komentarzach zadawali coraz bardziej zaawansowane pytania, prosili o porady, a nawet o płatne konsultacje.

To był moment "aha". Zrozumiałam, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na wysokiej jakości, praktyczną wiedzę programistyczną, podaną w przystępny sposób. Postanowiłam przekształcić bloga w coś więcej. Pierwszym krokiem było stworzenie pierwszego płatnego kursu online. Nagrałam go w weekendy, używając prostego mikrofonu i darmowego oprogramowania. Cena była niska, chciałam przetestować, czy ktokolwiek za to zapłaci. W pierwszym miesiącu sprzedałam ponad 100 dostępów. To był szok.

Zainwestowałam zarobione pieniądze w lepszy sprzęt i platformę do kursów. Zaczęłam zapraszać innych ekspertów do tworzenia treści. Kluczem do wzrostu było obsesyjne skupienie na jakości i budowanie społeczności. Stworzyliśmy zamkniętą grupę na Slacku dla kursantów, gdzie mogli zadawać pytania i pomagać sobie nawzajem. To stworzyło niesamowity efekt sieciowy. Dziś CodeMentor to jedna z największych platform ed-tech w regionie, z tysiącami studentów i zespołem kilkunastu osób. Wzrost nie był eksplozją, ale powolnym, organicznym procesem, napędzanym przez autentyczną wartość i zaufanie społeczności, które budowałam od samego początku.

"Printly": Jak marketing szeptany zbudował markę e-commerce

Zaczynaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu z jedną, używaną drukarką do personalizowanych plakatów. Rynek wydawał się nasycony. Było mnóstwo firm oferujących podobne usługi. Wiedzieliśmy, że nie wygramy ceną ani budżetem na reklamę na Facebooku. Postawiliśmy na jedną rzecz: niespotykaną jakość obsługi klienta i efekt "wow" przy unboxingu.

Każde zamówienie traktowaliśmy jak najważniejsze na świecie. Do każdej paczki dodawaliśmy odręcznie napisaną notatkę z podziękowaniem. Opakowanie było starannie zaprojektowane, aby samo otwieranie przesyłki było przeżyciem. Jeśli klient miał jakikolwiek problem, rozwiązywaliśmy go natychmiast, często wysyłając nowy produkt za darmo, bez konieczności odsyłania starego. Brzmi nieefektywnie? W krótkim okresie tak było. Ale w długim... to była nasza tajna broń.

Klienci zaczęli dzielić się zdjęciami i filmami z unboxingu na Instagramie. Oznaczali nas, pisali pozytywne recenzje. Nasz marketing szeptany zaczął działać z ogromną siłą. Każdy zadowolony klient przyprowadzał kilku następnych. Zamiast wydawać pieniądze na płatne reklamy, inwestowaliśmy w jakość produktu i doświadczenia. Skalowanie było wyzwaniem, zwłaszcza utrzymanie osobistego charakteru przy rosnącej liczbie zamówień, ale zbudowaliśmy procesy, które na to pozwalały. Dziś przetwarzamy setki zamówień dziennie, a ponad 60% naszych nowych klientów pochodzi z polecenia. To dowód, że w e-commerce produkt to nie wszystko, liczy się całe doświadczenie.

Bootstrapping vs. VC: Nasza droga do pierwszego miliona przychodu

Od samego początku wiedzieliśmy, że budujemy firmę na lata. DataFlow Analytics, nasz SaaS do analizy danych, powstał z naszych własnych oszczędności. Przez pierwsze dwa lata pracowaliśmy po godzinach, reinwestując każdą zarobioną złotówkę. To był trudny czas. Odmawialiśmy sobie pensji, pracowaliśmy w małym biurze, liczyliśmy każdy grosz. Ta filozofia bootstrappowania zmusiła nas do bycia niezwykle kreatywnymi i zdyscyplinowanymi.

Musieliśmy generować przychody od pierwszego dnia. To zmusiło nas do rozmów z klientami i budowania produktu, za który ludzie faktycznie chcieli płacić. Nie mogliśmy sobie pozwolić na budowanie "wizji" przez rok bez żadnych wpływów. Kiedy osiągnęliśmy próg rentowności i mieliśmy stabilny, rosnący strumień przychodów, stanęliśmy przed dylematem: kontynuować powolny, organiczny wzrost czy pozyskać finansowanie od funduszu Venture Capital, aby przyspieszyć ekspansję?

Odbyliśmy dziesiątki spotkań z inwestorami. To był proces otwierający oczy. Nauczyliśmy się patrzeć na nasz biznes z zupełnie innej perspektywy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na rundę seed. Wybraliśmy fundusz, który nie tylko oferował kapitał, ale przede wszystkim strategiczne wsparcie i dostęp do sieci kontaktów. Pieniądze pozwoliły nam potroić zespół inżynierów i marketingu w ciągu sześciu miesięcy. To było coś, czego organicznie nie osiągnęlibyśmy przez kolejne trzy lata. Decyzja o bootstrappowaniu na początku dała nam silne fundamenty i dyscyplinę finansową. Decyzja o pozyskaniu VC w odpowiednim momencie dała nam paliwo rakietowe do globalnego wzrostu. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, kluczem jest timing i świadomość, na jakim etapie jest firma.

"Nie" dla inwestora: Kiedy zachowanie kontroli jest cenniejsze niż pieniądze

PixelForge to nasze dziecko. Studio gier, które założyliśmy z przyjaciółmi po studiach. Naszą pierwszą grą odnieśliśmy umiarkowany sukces na Steamie, co pozwoliło nam sfinansować kolejny, znacznie bardziej ambitny projekt. Byliśmy w połowie produkcji, gdy zaczęło brakować pieniędzy. Presja była ogromna. Wtedy na horyzoncie pojawił się duży, zagraniczny inwestor branżowy.

Oferta była kusząca. Zapewniała nam finansowanie na dokończenie gry i jeszcze dwóch kolejnych. Wycena była atrakcyjna. Przez chwilę czuliśmy, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Zaczęliśmy jednak wczytywać się w szczegóły umowy (term sheet). Inwestor chciał nie tylko znaczącego udziału, ale również kluczowego wpływu na decyzje kreatywne. Chciał mieć prawo do zmiany dyrektora artystycznego, wpływać na mechanikę gry i monetyzację. Chciał przekształcić naszą unikalną, narracyjną grę w coś bardziej generycznego, co "lepiej sprzeda się na rynku azjatyckim".

Staliśmy przed wyborem: wziąć pieniądze i stracić duszę naszego projektu, albo odrzucić ofertę i ryzykować bankructwo. Po wielu nieprzespanych nocach i burzliwych dyskusjach, podjęliśmy jedną z najtrudniejszych decyzji w naszym życiu: powiedzieliśmy "nie". Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Zmniejszyliśmy zespół, obcięliśmy swoje pensje do minimum i wzięliśmy pożyczkę bankową pod zastaw mieszkań. Było ciężko. Ale zachowaliśmy 100% kontroli nad naszą wizją. Gra, którą wydaliśmy rok później, okazała się wielkim hitem. Odnieśliśmy sukces na własnych warunkach. Ta historia nauczyła nas, że nie wszystkie pieniądze są takie same. Czasem najwyższą ceną, jaką można zapłacić, jest utrata kontroli nad tym, co się kocha.

Posłuchaj i obejrzyj

Rozmowy z liderami, analitykami i founderami w formacie audio i wideo.

Wyróżnione wideo

Miniatura wideo: panel dyskusyjny przedsiębiorców

Panel dyskusyjny: Przyszłość polskiego SaaS

Oglądaj naszą debatę z założycielami trzech wiodących firm SaaS. Rozmawiamy o globalnej ekspansji, sztucznej inteligencji w produktach i budowaniu zespołów, które potrafią wygrywać na międzynarodowych rynkach.

Najnowsze podcasty

  • Okładka podcastu Kroniki Startupów
    #48: Jak przejść od pomysłu do MVP w 90 dni

    Gość: Joanna Kaczmarek, seryjna przedsiębiorczyni

  • Okładka podcastu Kroniki Startupów
    #47: Psychologia foundera: Jak radzić sobie ze stresem

    Gość: Dr Adam Nowicki, psycholog biznesu

  • Okładka podcastu Kroniki Startupów
    #46: Anatomia rundy inwestycyjnej Serii A

    Gość: Michał Zalewski, Partner w VC Innowacje

Często zadawane pytania

Masz pytania? Sprawdź, czy nie ma tutaj odpowiedzi.

To proste. Wystarczy, że przejdziesz do formularza "Opowiedz swoją historię" na naszej stronie. Poprosimy Cię o podstawowe informacje i krótki zarys Twojej opowieści. Nasz zespół redakcyjny skontaktuje się z Tobą, aby przeprowadzić wywiad i pomóc w ubraniu Twoich doświadczeń w słowa. Dbamy o anonimowość, jeśli sobie tego życzysz, i zawsze autoryzujemy tekst przed publikacją.

Tak, autentyczność jest dla nas priorytetem. Chociaż wiele historii opiera się na subiektywnych wspomnieniach i doświadczeniach, nasz zespół dokłada starań, aby weryfikować kluczowe fakty i chronologię wydarzeń. Rozmawiamy z założycielami, a w niektórych przypadkach także z byłymi pracownikami czy inwestorami, aby uzyskać jak najpełniejszy obraz sytuacji. Celem nie jest jednak audyt, a przedstawienie szczerej, ludzkiej perspektywy.

Absolutnie nie. Chociaż wiele historii pochodzi ze świata startupów technologicznych, ponieważ tam dynamika wzrostu i porażki jest często najbardziej widoczna, jesteśmy otwarci na opowieści z każdej branży. Publikowaliśmy już historie założycieli firm e-commerce, agencji kreatywnych, restauracji, a nawet firm produkcyjnych. Uniwersalne lekcje dotyczące zarządzania, finansów i radzenia sobie z niepewnością są cenne dla każdego przedsiębiorcy. Więcej na ten temat znajdziesz w naszym dedykowanym FAQ.

Dostęp do wszystkich historii, podcastów i artykułów na naszej stronie jest i zawsze będzie darmowy. Wierzymy w swobodny przepływ wiedzy i doświadczeń. W przyszłości możemy wprowadzić dodatkowe, płatne produkty, takie jak zamknięte warsztaty, pogłębione raporty czy sesje mentoringowe, ale podstawowa misja dzielenia się historiami pozostanie bezpłatna dla wszystkich użytkowników.

Twoja historia ma znaczenie.

Każda porażka to lekcja. Każdy sukces to inspiracja. Podziel się swoją podróżą i pomóż innym unikać błędów, które Ty już popełniłeś. Dołącz do kroniki polskiej przedsiębiorczości.